czwartek, 17 listopada 2011

Dublin. Dzień 1


I chociaż tym razem nie zapomniałem paszportu, ani zasilacza, zapomniałem:
  • się odprawić,
  • wziąć ładowarkę do telefonu,
  • wydrukować lub zapisać adres hostelu!
Podwozie się nam wysuneło (tu uzasadnione brawa pasażerów), więc wylądowaliśmy szczęśliwie w Dublinie.

W nocy wygląda troszkę dziwnie, ale w dzien na pewno będzie lepszy. Za to hostel pierwsza klasa. Jest ogromny i cały drewniany i dobrze wykończony, choć ma swoje lata i pewnie szybko się pali,

Zaraz idę na miasto, choć Panny % same  tu wnoszą. Co przyniesie jutro, się okaże.. nic nie zdążyłem zaplanować, podobno jest tutaj 35 muzeów i na pewno kilkanaście razy tyle pubów :P

Wskazówka: jeśli bookujesz spanie w dorm (gdzie ma spać 6 osób na pietrowych łóżkach), nie przejmuj się, możesz zakończyć tak jak ja - cały pokój dla Ciebie wraz z łazienką, a ceny konkurencyjne.

Apropos cen. Dlaczego my nie zarabiamy w Euro? :/ Kurs 4,61.... Whooper, chociaż nigdy go wcześniej nie jadłem, nie najgorszy, ale jedyne 6,80 EUR. Spanko od 16eur w centrum, ze śniadaniem i czym jeszcze to się okaże.. :P

Na pewno jednym z lepszych atutów jest temperatura, nawet teraz jest tutaj ciepło (chociaż podczas lądowania troche wiało przez okno w samolocie).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz