piątek, 21 stycznia 2011

Dzień 2. Piątek 21 stycznia

"Welcome in Egypt :)" tak mówią do Ciebie Egipcjanie od czasu do czasu :)
Zwykłem byłem mówić, chcesz wracać do domu, prześpij się, jutro zmienisz zdanie. W końcu zmieniłem. Zostaje... w sumie to nawet biletów za bardzo w cenie nie ma, więc opłaca się zostać..

Dziś Kair zaczął mi się pierwszy raz podobać.
Dzielnica na której jestem, to jest prawa strona Kairu około 15minut na nogach od Egyptian Musem, nie dalego przelotówki "6th July", bardzo przypomina MongKok w Hong Kongu.
Czyli jest zajefajna ponieważ:
- czujesz klimat miasta, bo mieszkasz wśród tubylców
- wieczorem miasto ożywa i jest ich więcej do północy
- jest pełno sklepów, knajlepk, straganów, wszystkiego
- ulice się mniej więcej specjalizują, czyli jak elektronika to elektronika, odzież - odzież 

Egipcjanie lubią słodycze.  Wszędzie pełno cukierni, pomału  również coraz więcej spragnionych.

Dziś naczułem się chodzić bez mapy.
Wiem, gdzie jest i jak szybko trafić
- mój hotel
- metro
- egyptian museum
- nil
- mc donalds
- sklep z art papierniczymi (nie wziąłem nic)
- sklepy z elektroniką (słuchawki za 5zł)
- fajna pizzeria z fajnymi fotelami
- bankomaty (super przelicznik jak zawsze :) :)
- ogólnie można się już bez problemu nawigować
- krewetki w kebabie za 2,50zł
- bułeczki z piekarni za 0,30zł
- punkt vodafone
- księgarnia  z mapami (3 mapa uzupełnia gizę, alexandrię i luxor)
- nowy znajomy od taxi
- statki jadalnie na nilu

Tutaj tak samo jak na WanChai w HK wieczorem goście na ulice wystawiają stoliki i krzesła i zapraszają na jedzonko!!! Super! Taki klimacik bardzo mi się podoba, zresztą, wiem, że nie tylko ja bym to lubił..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz